iz poljskog izdanja Sarajlićeve knjige "V.P." pod nazivom "Kocham Bardzo"
Ojciec Mikicy, Petar, i ciotka Ajla sprowadzili się na ulicę Ognjena Pricy 4 po tym, jak w roku 1945, po wyzwoleniu Sarajewa, swoje poprzednie mieszkanie przy dawnej ulicy Bory Kovaczevicia musieli ustąpić któremuś z ówczesnych prominentów. Należeli do pokonanej klasy; matka, która umarła na tyfus w 1942 roku, była Austriaczką.
Przy Ognjena Pricy przydzielono im pokój z kuchnią w trzypokojowym mieszkaniu ze wspólnym klozetem. Do dwóch pozostałych pokoi wprowadzili się stryj Mikicy, Andrija, z dwojgiem małych dzieci i młoda partyzantka w zaawansowanej ciąży. Ta porzucona zwyciężczyni którejś nocy tu właśnie odebrała sobie życie.
Pokój po niej dostał najpierw pewien dyrygent, potem pewien harmonista, a na początku lat pięćdziesiątych wprowadził się tutaj niejaki Refik, pijaczyna. Refik naturalnie nigdy nie sprzątał swojego barłogu, z którego strasznie zalatywało. W takiej to nędzy przyszła pani Sarajlić, a na razie Ida Kalasz, uczennica II Żeńskiego Gimnazjum i członkini Towarzystwa Kulturalno-Artystycznego dla Młodzieży im. Miljenka Cvitkovicia, wkuwała angielski i czytała Galsworthyego. Do tego trzeba dodać całkowity brak umiejętności, jaki przejawiał stryj Andrija w organizowaniu życia rodziny, która spadła na barki małej Gity. A jednak, mimo wszystko, ulica Ognjena Pricy była i pozostała dla mnie najświętszym w Sarajewie miejscem, które - oprócz pewnego grobu na cmentarzu "Pod Lwem" - odwiedzam najchętniej.
Teraz mieszka tam Pavka Kalasz z synem Lorką, wdowa po Żeljku, synu Andrii. Pavka czasami pozwala mi przeciągnąć dłonią po meblach, które kiedyś należały do Mikicy. Żałuję tylko, że w kuchni nie ma już staroświeckiej ławy; na niej, w zimowe wieczory czytałem Mikicy, zawiniętej w koc, poetów, którzy wtedy mi się podobali.
Kiedy po raz pierwszy otworzyły się przede mną drzwi przy Ognjena Pricy 4 - nie wiem. Mogę jednak powiedzieć, że dopóki to nie nastąpiło, za Mikicą oglądało się pół młodego Sarajewa. Gdy była na pierwszym roku agronomii, pewien przyszły profesor leśnictwa przemierzył w jej towarzystwie korso i już uważał się za króla. Wolnego, niekoronowany! Nie upajaj się fikcją. Nie myślisz chyba, że jej przyszłość to sosny i rododendrony!
Jej przyszłość to ulica Króla Tvrtka, tylko że ona jeszcze o tym nie wie. No, może wie, ale najpierw musi rozstrzygnąć dylemat rewolucji w głowie przyszłego poety z ulicy Trvtka, których ona po wspomnianym doświadczeniu z mieszkaniem tak się obawia. Poza tym warto się zastanowić, czy wskazane jest łączenie swojego życia z kimś, kto w porę nie może nawet zdać matury.
Do naszego pierwszego spotkania, do pierwszej ulewy pod wspólnym parasolem musiało w ogóle upłynąć jeszcze wiele wody.
W styczniu 1950 roku, podczas tury objazdowej Towarzystwa im. Cvitkovicia, dorobiłem się ostrego zapalenia stawów i musiałem leżeć, dopóki za pośrednictwem przyjaciół nie sprowadzono ze Szwajcarii zastrzyków irgapiryny. Połowa "Cvitkovicia" przeniosła się na ulicę Króla Tvrtka. Miszo Milić przychodził z gitarą, bo pianina mimo wszystko nie mógł przydźwigać.
Pewnego wieczoru zjawiła się, z Żelją Jurić, Mikica. Nigdy jeszcze mój pokój nie wydawał mi się taki śliczny i przytulny.
Były to czasy, gdy odkrywałem Lorcę. I nawet napisałem na ścianie:
Si muero,
desde el balcon abierto.
Jeśli umrę, zostawcie balkon otwarty... Ale już nie chciałem umierać. Chciałem przynajmniej jeszcze raz otworzyć jej drzwi. Mikica wyszła zadowolona z odwiedzin i zabrała z sobą egzemplarz mojego pierwszego, świeżo wydanego tomiku, w którym na dwudziestej trzeciej stronie był wierszyk z inicjałami I. K. - z jej inicjałami:
Liście wołają nas do lasu...
Chcesz, pójdziemy?
Snem skradzionym ptakom zawczasu
cicho uśniemy.
Darujemy niebu modremu
uśmiech nasz czysty.
Chodź. Czyż jedno drugiemu
nie jesteśmy już bliscy?
Oto dlaczego jeszcze kocham poezję: bo to ona w tym czarodziejskim mieście, najpiękniejszym ze wszystkich, jakie widziałem, połączyła ostatecznie ulicę Tvrtka z ulicą Ognjena Pricy. Przez cały rok 1949 te dwie ulice biegły sobie naprzeciw, a 9 sierpnia 1950 wreszcie się połączyły.
W tym samym roku Mikicy umarł ojciec, z którym, po śmierci mamy, była bardzo związana.
Czy on, który zdawał sobie sprawę, że moje oko padło na jego córkę jedynaczkę, zaakceptował mnie - nie wiem. Ale miałem już akceptację najwyższej instancji na świecie - serca Mikicy. I czegóż jeszcze mógłbym chcieć?
No comments:
Post a Comment