iz poljskog izdanja Sarajlićeve knjige "V.P." pod nazivom "Kocham Bardzo"
W wojennym roku 1992 odmówiłem z kolei dalszego uczestnictwa w pracach komisji do spraw zmiany nazw ulic. Chodziło o ulice Tomasza Masaryka i Maksyma Gorkiego.
Ulicą Czobanija i ulicą Hamzy Humo - tak nazywają się teraz - nigdy nie przeszedłem z Mikicą pod rękę. A na ulicy Masaryka, w drodze do Foglów, nieraz potrafiłem ją pocałować. Mikica uważała wprawdzie, że ulica nie jest najlepszym miejscem do takich wyczynów, ale ze względu na poezję czeską, na Jirzi Wolkera - naszą pierwszą wspólną poetycką miłość - pocałunkowi na ulicy Tomasza Masaryka nigdy się nie sprzeciwiała.
A co do Hamzy Humo - jak powiedziałem rezygnując z dalszej pracy w komisji - na pewno sam by się nie czuł przyjemnie na ukradzionej ulicy. Miał już zresztą ładną uliczkę na Marindvorze: pięć czy sześć domów, jeden garaż, jedno ogrodzenie z napisem "Uwaga! Zły pies!". I na rogu świetnie zaopatrzony sklepik. W tym sklepiku przy ulicy Hamzy Humo od czasu do czasu kupowałem wino i wafelki. Przy obecnej ulicy jego imienia na pewno nigdy nie będę kupował tych neapolitanek. Tu zresztą nie ma sklepików. Tylko przystanek tramwajowy, dwa mostki na Potoku Koszevskim i szereg kamienic. W jednej z nich mieszkała wielka przyjaciółka mojej siostry Razy, Vera Sekerez, która umarła niedługo po niej...
Broniąc ulicy Masaryka powoływałem się na fakt, że niemal od stu lat istnieje jakiś tajemny związek między Sarajewem a Pragą, że na katolickim starym cmentarzu można znaleźć niemało czeskich nazwisk i wreszcie, że w Sarajewie zaczyna się akcja najsłynniejszej czeskiej powieści Przygody dobrego wojaka Szwejka. W komisji, poza mną, siedziało jeszcze trzech pisarzy, ale żaden z nich mnie nie poparł. Pewnie dlatego w związku z ulicą Maksyma Gorkiego powiedziałem, że zamiast Hamzie Humo powinni ją przyznać Borysowi Jelcynowi, który wielkiemu i oczywiście nie tylko proletariackiemu pisarzowi odebrał ulicę w Moskwie, a na dobitkę jeszcze i miasto nad Wołgą. Z takiego uzasadnienia przynajmniej uśmiali się dwaj członkowie komisji. Trzeci, który jak tylu innych doktoryzował się w czasach socjalizmu, gdy mnie i mojej żonie nie pozwolono nawet dojść do dyplomu, palnął coś o moim komunizmie. Zgasiłem papierosa, zgarnąłem swoje manatki i wyszedłem. Choć tu i ówdzie odzywał się snajper, postanowiłem przejść się ostatni raz ulicami Tomasza Masaryka i Maksyma Gorkiego. Byłem dumny z tego, że przynajmniej ja nie odebrałem im tych ulic.
No comments:
Post a Comment