iz poljskog izdanja Sarajlićeve knjige "V.P." pod nazivom "Kocham Bardzo"
Z naszych przyjaciół najczęściej odwiedzał nas podczas wojny Juraj Martinović - który oprócz nas miał tu pewną profesorkę na sąsiedniej ulicy, Marcela Sznajdera 8.
Przypominało nam to dobre, stare, wieczne Sarajewo. Pięćdziesięciopięcioletni Romeo, historyk literatury, profesor uniwersytetu, członek Słoweńskiej Akademii Nauk i Sztuk, ostatni za socjalizmu prezydent miasta, i czterdziestoletnia profesorka języka niemieckiego - taka wojenna miłość mogła się zdarzyć tylko w Sarajewie, otoczonym ze wszystkim stron nienawiścią, jakiej nie zna historia.
Gdy w drodze do profesorki zatrzymywał Jurija ostrzał, chronił się w naszej piwnicy. Później, gdy ostrzał przenosił się na inne dzielnice, dołączała do nas profesorka. Jeżeli mieliśmy kawę albo chociaż cykorię, na kuchence z garnka, otrzymanej w darze od starego "cvitkoviciovca" Srećka Ciuricia - przed wojną baletmistrza Teatru Narodowego, a teraz "fabrykanta" tych małych sarajewskich kuchenek wojennych - parzyliśmy kawę.
Mikica, która bardzo lubiła Juraja, wiedziała o jego dwóch nieudanych małżeństwach. Miała nadzieję, że ten wojenny romans zamieni się w trwały związek.
Niestety, nasze pragnienia się nie spełniły. Dla Mikicy i dla mnie Juraj pozostał jednak sarajewskim Pierre Besuchowem, który z pogardą śmierci pojawia się w najniebezpieczniejszch miejscach, aby własnym przykładem dać ludziom do zrozumienia, że w tym mieście nie można żyć bez miłości. Ani żyć, ani nawet umrzeć...
Mało kto wie, że podczas tego chodzenia po Sarajewie Juraj został ranny. Wydaje mi się, że w mieście, gdzie tylu było zabitych i umarłych, czułby się głęboko dotknięty, gdyby mu się przynajmniej to nie zdarzyło.
No comments:
Post a Comment